sobota, 29 września 2012

rozdział 8

          Zadzwonił budzik, który oznacza kolejny dzień szkoły, kolejny dzień mojego życia i kolejny dzień oglądania twarzy Horana. Dobrze, że mam Amy. Oczywiście ubrałam się (klik) pomalowałam, zjadłam szybkie śniadanie, a aktualnie siedzę w okropnym środku lokomocji -  autobusie, którego zadaniem jest dowiezienie mnie do jeszcze okropniejszego miejsca - szkoły. Jak dobrze, że już za miesiąc wakacje! Wreszcie wyśpię się jak cywilizowany człowiek i będę robić to, co mi się żywnie podoba.
          Lekcje mijały w umiarkowanym tempie, akurat szłam w kierunku stołówki, moje przemyślenia przerwało delikatne szarpnięcie z tyłu. Ujrzałam moją rodzicielkę z miną, której jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam.
- Alex, musimy porozmawiać - głos mamie zaczął się łamać - nie mamy gdzie mieszkać, spalił się nasz dom - z oczu mamy zaczęły cieknąć łzy.
- co? - wydarłam się tak głośno, że aż zabolało mnie gardło, po czym wybiegłam ze szkoły.
          Włosy niesfornie wpadały na moją twarz. Biegłam przed siebie myśląc o tym jak to teraz będzie? Jak sobie poradzimy? Nie wiem, co mną kierowało w tym momencie, ale bez namysłu wybrałam numer Horana, nie chciałam męczyć swoimi problemami Amy, ma teraz wystarczająco dużo swoich na głowie.
- Alex? Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dzwonisz. Musimy się spotkać. Jeszcze raz przepraszam za tam...
- Niall, zamknij się - przerwałam mu - musisz mi pomóc.
- co się stało?
- jestem w parku, w Hyde parku - rozłączyłam się. Wiedziałam, że zrozumie moje przesłanie i lada chwila będzie siedział obok mnie na ławce. Po prostu byłam pewna. Może czasem zachowuje się jak palant, ale z drugiej strony to dobry chłopak. Nie myślałam racjonalnie w tym momencie. Widziałam, że rodzice zapewne martwią się o mnie i sami nie mają, co ze sobą zrobić, ale szczerze? Miałam to gdzieś. Pieprzona egoistka - tak to właśnie ja. 
- cześć mała - usłyszałam zmartwiony głos za sobą, obróciłam się i bez słowa rzuciłam się towarzyszowi w ramiona - heeeej, co się stało? - zaczął gładzić jedną ręką moje włosy. Nic nie odpowiedziałam, nie byłam w stanie.Wreszcie poczułam kogoś bliskiego, miałam ochotę wykrzyczeć to wszystko całemu światu, ale nie mogłam. Łzy leciały ciurkiem po moich policzkach, zatrzymując się na jego, już wilgotnej koszuli.
- spokojnie..
- Niall, ja...ja..ja nie mam gdzie mieszkać.
- ale jak to?!
- bo...bo..bo.
- chodź do nas - przerwał mi - pogadamy na spokojnie. Zdałam się na niego, nie wierzę w to co mówię, ale zaczynam mu powoli ufać? Tak to chyba dobre określenie.
          Usiedliśmy na kanapie, a ja wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka i opowiedziałam mu wszystko po kolei.
- daj swój telefon.
- ale po co?
- daj.
- Niall, pytam po co!!
- musimy zadzwonić do twoich rodziców, na pewno umierają ze strachu.
- dzień dobry, z tej strony Niall Horan, Alex jest u mnie...tak...spokojnie...czekamy...do zobaczenia - tyle zdołałam usłyszeć.
-  czy mi się wydaje, czy moi rodzice zaraz tu będą? -spytałam ocierając swoje łzy.
- mhm.
- po co ? - zapytałam.
- zaufaj mi - uniósł delikatnie kąciki swoich ust.
         Nie wiem kiedy zasnęłam, ale gdy się obudziłam z kuchni do moich uszu dobiegły mnie dziwne słowa mojego taty: to co? Jesteśmy umówieni? Na co Niall odpowiedział: może pan na mnie liczyć. Szybko się zerwałam i udałam w ich kierunku.
- co tu się dzieje? - lekko podniosłam ton.
- spokojnie córciu to nic ważnego. Po prostu rozmawiamy - uśmiechnął się mój tata.
- uważaj, bo uwierzę!
- dobrze my się zbieramy - powiedziała mama wstając od stołu.
- gdzie?! przecież my nie mamy domu?! - mówiłam przez łzy. Na samą myśl o tym, przechodziły mnie dreszcze.
- spokojnie kochanie, przez jakiś czas przenocujemy u cioci Berty.
- a ja? Co ze mną?
- zostajesz u mnie - wyszczerzył się blondyn.
-  ale jak to?!
- wyjaśnij to z nią. My się zbieramy, nie wiem jak mam ci dziękować Niall - zwrócił się mój tato, wymuszając po raz kolejny dzisiejszego dnia uśmiech na swojej twarzy. Rodzice opuścili budynek, a ja posłałam blondynowi pytające spojrzenie.
- no co? - spojrzał się na mnie z politowaniem i ruszył w kierunku salonu, od razu kładąc się na kanapę.
- mój drogi....możesz mi wreszcie wytłumaczyć, o co tu do cholery chodzi?!
- od dziś mieszkasz z nami - wyszczerzył się.
- zła odpowiedź! Pytam poważnie! - powiedziałam wkurzona. 
- Alex, jestem jak najbardziej poważny - chwycił mnie za rękę i pociągnął tak, abym usiadła tuż obok niego - posłuchaj...wiemy, co dzisiaj miało miejsce. Stało się, a czasu nie da się cofnąć! Postanowiliśmy z twoimi rodzicami, ze na jakiś czas zamieszkasz u nas. To jest najlepsze rozwiązanie jakie razem znaleźliśmy! - powiedział tym razem bardzo poważnie.
- a...a co na to chłopacy?
- wszystko załatwione, nie masz się o co martwić.
- ale...
- Alex, nie ma żadnych ale!
Teraz każdy normalny człowiek jechałby spakować swoje rzeczy, ale ja nie mam po co.
- to co? Zakupy? - wyrwał mnie z przemyśleń głos blondyna.
- zakupy?
- przecież nie masz się nawet w co ubrać jutro - uniósł zadziornie brew.
- nie mam pieniędzy, nigdzie nie idę.
- ale nie marudź. Wstawaj! Raz, dwa! - jednak nie wykonałam jego polecenia, na co ten wziął mnie na ręce i po prostu wyniósł z mieszkania.
- Niall nigdzie nie idę!
- posłuchaj - chwycił mnie za ramiona - chcę ci pomóc? Czy to źle? Obiecuje odwdzięczysz mi się za to - uśmiechnął się szeroko - a teraz chodź, bo sklepy nam pozamykają! - pociągnął mnie za rękę w kierunku wyjścia.
- nie mam na ciebie siły.
- o to chodzi - powiedział uradowany.
         Po około dwóch godzinach było po wszystkim, a Niall ledwo mieścił torby w swoich rękach. Usiłowałam wziąć od niego kilka, ale bez większego rezultatu. W końcu opuścił wszystko na chodnik.
- hahaha mówiłam haha żebyś mi dał kilka, ale nie skądże! - uwierzcie mi, wyglądało to przekomicznie - Horan samosia!
- uśmiechnęłaś się! - krzyknął uradowany, lecz po chwili ani mi, ani jemu nie było do śmiechu. Dopadł nas tłum paparazzich i oślepiali nas fleszami. Najchętniej wyrwałabym im ten sprzęt i wsadziła głęboko w 4 litery! Pozbieraliśmy szybko torby i uciekliśmy w stronę domu.
          Robiliśmy kanapki w kuchni, kiedy do domu ktoś wszedł bez żadnego pukania. Na pewno to była reszta lokatorów. Nie wiedziałam, jak mam się zachować, w końcu przez jakiś czas będę żyła z nimi pod jednym dachem.
- ekhm, a ta co tu robi? - usłyszałam już znajomy mi głos chłopaka, z burzą loków na głowie.
- Niall ...
- spokojnie - blondyn złapał mnie za rękę, a sam udał się w kierunku domowników.
- stary! Co ty odpierdalasz? - do moich uszu dobiegł głos Horana, mimo tego, że znajdował się w innym pokoju - przecież dzwoniłem do ciebie i mówił... - nie chciałam dłużej tego słuchać, włożyłam słuchawki do uszu i odpłynęłam. Nie jestem w stanie określić ile tak siedziałam, ale  po jakimś czasie usłyszałam tylko głośne trzaśnięcie drzwi. Szybko wyjęłam słuchawki z uszu.
- no teraz to przesadził! - był to dobrze mi znany głos blondyna, który zbliżał się w moim kierunku. Podszedł, pocałował mnie w czoło i wyszeptał do ucha: o nic się nie martw.
- chyba chce mi się spać - wydukałam po chwili.
- chodź - Horan złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- rozgość się, a ja przeniosę się do Zayna.
- Niall, posłuchaj to ja jestem tu gościem i nie ma mowy, żebyś się gdzieś przenosił! To w końcu twój pokój!
- a co proponujesz mądralo? - uniósł zadziornie jedną brew.
- zmieścimy się we dwójkę, pokój jest duży - wzrok wbiłam w podłogę - ja mogę spać na materacu - kontynuowałam.
- o nie, nie ma mowy!
Zapadła niezręczna cisza. Staliśmy oboje i każde z nas bało się cokolwiek powiedzieć. Wreszcie usłyszałam jego głos. Ulżyło mi, nie zniosłabym dłużej tej ciszy.
- to głupie, ale łóżko też jest duże, może się zmieścimy? - blondyn automatycznie się zaczerwienił.
- chyba jednak wolę materac - lecz już po chwili żałowałam swoich słów. Zrobiło mu się strasznie smutno - no dobra, ale ostrzegam: łapy przy sobie!
Szybko wyleciał z pokoju, a po chwili ledwo zmieścił się w drzwiach z dodatkowym kompletem pościeli.
- chodź pokaże ci, gdzie jest łazienka - uśmiechnął się i wyszliśmy na korytarz, zapalił światło w jednym z pomieszczeń - to tu.Weź z szafki ręcznik i bierz, co chcesz jeśli będzie ci potrzebne. Ja czekam u nas w pokoju.
          Weszłam do dużej wanny, duża to złe określenie: wielkiej wanny i zanurzyłam się w gorącej wodzie przesiąkniętej aromatem malinowym. Wokół rozlegał się dźwięk nowej płyty Adele. Uwielbiam głos tej babki, po chwili jednak mój relaks przerwało głośne dobijanie się do drzwi. Postanowiłam nie narażać się innym lokatorom więc w błyskawicznym tempie opuściłam pomieszczenie. Pod drzwiami czekał Harry, o ile dobrze pamiętam.
- w końcu - powiedział z ironią w głosie, trzaskając przy tym niemiłosiernie głośno drzwiami. Olałam go i udałam się do ostatniego pomieszczenia po lewo. W tym momencie z pokoju wychodził Niall.
- przepraszam za niego. Porozmawiam z Nim - wymusił uśmiech.
- nie musisz.
- ale chcę.
Po prostu czasami brak mi słów na niego. Bezsilna weszłam do pokoju, wkładając ubrania do szafki, którą przygotował mi wcześniej Niall.
- dziękuje - wydukałam po chwili, przytulając chłopaka, na co wysłał mi pytające spojrzenie - za wszystko - dodałam.
- chyba zaczynam cię lubić.
- mnie się nie da nie lubić.
- oh, co za skromność panie Horan.
- cały ja -wyszczerzył się.
- eh - westchnęłam tylko, brak mi słów na tego człowieka.
- to co? Może jutro zrobimy dzień lenia i nie pójdziemy do szkoły?
- że co proszę?! Nie dam się sprowadzić na złą drogę - wyszczerzyłam się, jednak po chwili oboje nas dopadła głupawka. Zaczęliśmy się śmiać, jak opętani, choć to wcale nie było zabawne. Położyłam się na miękkie i przesiąknięte Horanem łóżko, lecz po już chwili poczułam przyjemne ciepło obok siebie.
- pamiętaj! Łapy przy sobie! - warknęłam.
- to też tyczy się do ciebie - zaśmiał się.
- przepraszam cię bardzo, ja w przeciwieństwie do ciebie jestem normalna!
- sugerujesz, że jestem nienormalny?
- wiesz w takim małym, może nawet trochę większym stop...
- dobra - przerwał mi i obrócił się do mnie tyłkiem.
- Niall!
- słucham?
- nie znasz się na żartach, sztywniaku.
- spadaj.
- oj Niall i tak mnie lubisz. Dobranoc.
- nawet bardzo - mruknął, niemal niesłyszalnie.

sobota, 22 września 2012

rozdział 7

          Patrzyłam w sufit, a kolejne minuty upływały. Nie mogę ponownie zasnąć. Dziś poniedziałek, kolejny dzień męczarni w tej okropnej instytucji o nazwie "szkoła". Jak zawsze niechętnie zwlekłam się z łóżka. Poranna toaleta, makijaż i nowa Alex jest gotowa. KLIK. Nie minęła nawet minuta, a już znajdowałam się na dole.
 - cześć - zwróciłam się do rodziców, siadając na jednym wolnym miejscu.
- hej, jak się spało?
- dobrze - wyszczerzyłam się i wyszłam z domu.
          Wsiadłam do autobusu i zajęłam jakże wygodne miejsce przy oknie. Piosenki pieściły moje uczy, oczy zaś zwykłe budynki za oknem. Po upływie 15 minut znalazłam się pod szarą instytucją zwaną potocznie szkołą. Sam wygląd tego budynku odpychał z daleka, nie mówiąc już o jego wnętrzu. Zaczęłam podążać w kierunku szafki, gdy nagle ktoś zaszedł mnie od tylu i złapał za biodra.
- cześć mała - usłyszałam za sobą już znajomy mi głos.
- hej - odpowiedziałam, wkładając książki.
- wpadniesz dzisiaj do nas na koncert? - wyszczerzył się.
- zastanowię się - odpowiedziałam obojętnie, a na jego twarzy pojawił się grymas, zrobiło mi się go szkoda - no dobra, dawaj bilety - rzuciłam szybko.
- bilety? - zdziwił się blondyn.
- no chyba nie myślałeś, że przyjdę sama. Wezmę ze sobą Amy.
- ah tak. Zapomniałbym. Załatwię wam bilety VIP. Dam ci jak dostanę, powinienem mieć na trzeciej lekcji.
- to do zobaczenia - posłałam w jego kierunku ciepły uśmiech i udałam w kierunku klasy biologicznej. Fizyka i angielski minęły w mgnieniu oka. Na trzeciej przerwie siedziałam na stołówce razem z Amy.Usłyszałam dźwięk jej komórki.
- hej...coś ostatnio często do mnie dzwonisz...tak jest ze mną... my? jesteśmy w stołówce...okej czekamy.
- kto to? - zapytałam przyjaciółkę.
- Horan, szuka nas, tzn ciebie, ale powiedział, że nas - wytknęła mi język.
- ah tak.. zapomniałabym, ma coś dla nas.
- co?
- zobaczysz.
- cześć - powitał nas blondyn swym promiennym uśmiechem - to bilety, macie być, jeżeli nie strzelam focha, a teraz sorka, ale muszę lecieć, do zobaczenia - jak szybko się pojawił, tak tez szybko zniknął.
- co to za bilety ? - zareagowała błyskawicznie Amy.
- na koncert One Direction.
- ale... ale ja tam nie pójdę!
- czemu?
- bo nie!
- Amy, nie daj się prosić. Tak po za tym mamy miejsca dla vipów! - wyszczerzyłam się, machając jej biletami przed nosem.
- przekonałaś mnie - kąciki ust odrobinę uniosły się jej ku górze.
- miałaś mi opowiedzieć, o co chodziło z tym Harrym - zadzwonił dzwonek na lekcje i sprawdzian z geografii, na twarzy Amy można było dostrzec coś takiego jak ulgę - dobra opowiesz później, ja zmykam do klasy. Nie wywiniesz się!
         Reszta lekcji minęła w mgnieniu oka. Wróciłam do domu, wzięłam prysznic, wrzuciłam na siebie klik i usłyszałam dzwonek do drzwi.
- idziemy? - wyszczerzyła się.
- jasne.
         Zeszłam po schodach, a żółty pojazd już na nas czekał. Bez namysłu wsiedliśmy do niego. Po około pół godzinie znaleźliśmy się na miejscu. Napakowany facet wpuścił nas do środka. Udałyśmy się pod scenę, śpiewał akurat lokowaty chłopak, a gdy zobaczył Amy zaciął się i dostał wytrzeszczu.Do oczu przyjaciółki automatycznie napłynęły łzy.
- Amy nie gadaj, ze aż tak kochasz One Direction, że popłakałaś sie na ich widok! - palnęłam bez namysłu, ale już po chwili żałowałam swoich słów -Amy zaczekaj! - krzyczałam do uciekającej przyjaciółki, chodź w tym pisku nie dało się nic usłyszeć - co się stało? - kontynuowałam.
- Harry - wydukała przez łzy.
- co z nim nie tak? - od razu żałowałam swoich słów. Amy wyjaśniła mi, skąd jej reakcja. Okazało się, że przez kilka dobrych lat byli naprawdę szczęśliwą parą, lecz gdy Harry zaczął karierę rozstali się - blondynka płakała coraz bardziej.
- ciii już dobrze - przytuliłam ją.
- dziękuje - powtarzała ciągle, gdy nagle naszą rozmowę ktoś przerwał. Tak, to był chłopak z burzą loków na głowie.
Postanowiłam odejść i zostawić ich samych, powinni ze sobą szczerze porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Po kilku minutach żałowałam swojej decyzji. Mało by się tam nie pozabijali.
- ej, ej spokojnie, mieliście porozmawiać a nie się kłócić!
- z nim rozmawiać? z nim? z tym dupkiem? Nie mamy o czym! - z oczu dziewczyny leciały strumienie łez.
- jak to nie mamy? Amy przecież to ty mnie zostawiłaś! - lokowaty ciągle nawijał.
- zamknij się kurwa! Nie widzisz w jakim ona jest stanie kretynie?! - nie wytrzymałam, wzięłam Amy za rękę i zaciągnęłam ją do wyjścia.
- co za dupek, jak mogłaś z nim być?!
- Alex, proszę cię nie teraz.
         Poszliśmy do jej domu.Wypłakała się.Opowiadała jaki Harry był wspaniałym chłopakiem, jak się kochali, a on to wszystko zniszczył!
- mała, nie warto się nim przejmować, to dupek!
- nie mów tak! - rozpłakała się ponownie - nie rozumiesz, że ja nadal go kocham?!
-eh... przecież minęło tyle czasu?!
- mówią, że czas leczy rany, gówno pra... - nie zdążyła dokończyć, bo rozległ się dźwięk mojego telefonu, jakiś obcy numer.
- halo?
- cześć - usłyszałam uradowany i dobrze już znany mi głos. Tylko jego mi jeszcze tutaj brakuje - pomyślałam.
- Niall, nie teraz. Proszę.
- do zobaczenia wieczorem - po tych słowach usłyszałam już tylko pikanie w słuchawce, lecz olałam jego słowa i wróciłam do pocieszania przyjaciółki.Gdy Amy zasnęła postanowiłam zbierać się do domu, przecież "nic tu po mnie ". Delikatnie się podniosłam, chwyciłam torebkę i opuściłam jej mieszkanie. Nie było duże więc bez problemu trafiłam do drzwi. Spacerkiem szłam do domu, wiatr powiewał w moich włosach, a ja myślałam o Amy. Naprawdę się o nią martwiłam. Była w kiepskim stanie, jak On tak mógł zrobić? Najwidoczniej kariera była dla niego ważniejsza. Nawet nie zorientowałam się, że przeszłam piechotą już z jakieś 2 km, bo znalazłam się pod drzwiami mojego domu. Oczywiście nie obyło się bez rozmowy z rodzicami. Standardowe pytania "jak w szkole", "gdzie byłaś " i wiele innych. Po sprawozdaniu udałam się do siebie, skąd wzięłam ubrania i czas na długą kąpiel. Weszłam do pokoju w kilk i zaczęłam grzebać w komodzie w poszukiwaniu jakiejkolwiek piżamy. Zamilkłam. Coś cały czas stukało o moją szybę. Niepewnie odsłoniłam rolety, a moim oczom ukazał się Niall. Czułam jak się czerwienie, przecież stałam w samej bieliźnie! Raptownie cofnęłam się do tyłu i zupełnie nie wiedziałam co robić, nie myślałam racjonalnie. Wrzuciłam na siebie bluzę i samych majtkach wyszłam na balkon.
- oszalałeś? - krzyknęłam w dół, lecz go już tam nie było.
Po chwili stał obejmując mnie od tyłu i szepnął do ucha:
 - w tamtym stroju podobałaś mi się bardziej.
- jak się tu dostałeś? - obróciłam się tak, aby stać z nim twarzą w twarz.
- spidermaaaaaaaaaan - zaśpiewał, jak w reklamie zabawek, na co ja wybuchłam śmiechem.
Bez słowa opuściłam balkon, zamykając na nim Nialla, a sama weszłam do pokoju, zasłoniłam rolety i ubrałam spodnie. Przecież nie będę przed nim świecić gołą dupą. 
- mmmmm, ładnie tu - zamruczał, siadając na łóżku, chwile po tym, gdy wpuściłam go do środka - wgl fajne masz kapcie - kontynuował -  majtki też niezłe i z chęcią wykonam polecenie napisane na nich - wyszczerzył się i nawet nie wiem, kiedy nasze usta się złączyły. Przerwałam to.
- co to miało być? - podniosłam głos, nie to nie było podniesienie głosu to zdecydowanie był krzyk! I to głośny krzyk! Lecz po chwili oprzytomniałam, przypomniało mi się, ze pewnie reszta lokatorów już śpi więc ściszyłam głos o pół tonu.
- przepraszam to było silniejsze ode mnie!
- w dupe sobie wsadź takie wytłumaczenia - walnęłam go twarz i wyrzuciłam z pokoju. Posłusznie bez żadnego gadania zniknął za drzwiami.
          Położyłam się do łóżka, z kubkiem ciepłej herbaty, mając nadzieję, ze ona mi pomoże zasnąć, na marne. Całą noc myślałam i miałam ochotę jebnąć to wszystko, założyć na nos okulary i wrócić do starej, lubianej przeze mnie Alex.Wtedy ten pacan by mnie nie poznał a ja mogłabym wieść normalne życie. Nie wiem kiedy zasnęłam, niczego sensownego w tym momencie nie wiem, ale wiem, że właśnie zadzwonił budzik, który oznacza kolejny dzień szkoły, kolejny dzień mojego życia i kolejny dzień oglądania twarzy Horana. Dobrze, że mam Amy.

___________________________________________
cześć:D wiemy, że zazwyczaj bloga pisze jedna osoba, ale u nas jest inaczej. Bloga piszemy WE DWIE. Tyle, że Fefa od poniedziałku do piątku jest w internacie i w tygodniu Laura po prostu zajmuje się blogiem. Mamy nadzieje, ze już więcej nie będziecie do nas pisać w liczbie pojedynczej, buziaki:)

niedziela, 16 września 2012

rozdział 6

          Kolejne dni mijały w chronologicznym porządku: szkoła, dom, nauka, sen. Na szczęście dziś ukochana sobota. Przez cały tydzień nie musiałam oglądać przesłodzonej twarzyczki Horana, bo był w trasie koncertowej i z tego co wiem dziś wraca. Moje przemyślenia przerwał głośny dźwięk telefonu, na ekranie wyświetliła się nazwa "Amy".
- halo - zaczęłam niepewnie.
- cześć Alex. Możemy się spotkać? - usłyszałam jej zdenerwowany głos.
- jasne - odpowiedziałam bez namysłu.
- to o 17 w pizzerii u Elizabeth. Do zobaczenia.

                                                Godzina 16:00
         Szybko założyłam buty i wyszłam z domu. Szłam uliczkami Londynu, patrząc na to co dzieje się dookoła. Jedna wielka nuda. Niecierpliwiłam się na spotkanie z Amy. Mam nadzieje, że wszystko sobie wyjaśnimy i będzie jak dawniej, brakowało mi jej , choć wiem, że znam ją stosunkowo krótko. To jedyna osoba, której mogłam zaufać i powiedzieć to, co tak naprawdę ukrywam przed całym światem.
          Droga dłużyła mi się niemiłosiernie. Nagle zza zakrętu wyjechał jakiś kretyn na rowerze, który na mnie wpadł.
- to znowu ty - wyszczerzył się.
- jak widać! - byłam na niego strasznie wkurzona - nie to, żeby coś, ale jednak mógłbyś trochę uważać! - palnęłam bez namysłu.
- w ramach przeprosin zapraszam cie chociaż na spacer, tym razem mi się nie wywiniesz.
- tym razem naprawdę się śpieszę - mówiłam ciągle wkurzona, otrzepując się.
- nie wierze - uniósł zadziornie brew.
- nie musisz - odeszłam, lecz po chwili dostrzegłam jego obecność tuż za mną - nie mam sił do ciebie - usiadłam na pobliskiej ławce.
- widzisz jak chcesz to potrafisz -uśmiechnął  się siadając obok mnie, a rower opierając na stopce - opowiedz mi coś o sobie - wyszczerzył się.
- jeśli to zrobię dasz mi spokój?
- zobaczymy - poruszył zabawnie brwiami.
 Pomijając to, że blondyn przerywał mi co 3 słowo bardzo miło się nam rozmawiało. Do czasu, aż zdałam sobie sprawę, że jestem spóźniona i to o GODZINĘ! Nerwowo zaczęłam przeszukiwać torebkę.Wybrałam numer Amy, sekundy leciały, ale nie odbierała, kolejne połączenia nadal nie dawały rezultatu.
- daj spokój - usłyszałam męski głos obok siebie.
- daj sobie spokój? A kim ty jesteś, żebyś mi mówił, co mam robić? To wszystko przez ciebie!
Blondyn nic nie odpowiadając wyciągnął swojego iPhonea z kieszeni.
- halo, cześć Amy. Chciałbym Cię poinformować, że Alex jest ze mną i to przeze mnie nie dotarła na spotkanie. Mam nadzieję, że jej wybaczysz.
- załatwione - wyszczerzył się, po naciśnięciu czerwonej słuchawki.
- ej ej... czegoś tu nie rozumiem - byłam totalnie zdezorientowana, skąd On miał wgl numer Amy?
- a co tu jest do rozumienia?
- może to skąd znasz Amy?
- znam wiele osób w tej szkole, Amy też.
- ale Amy... mi nic nie powiedziała - zrobiło mi się głupio, znałam ją i nie wiem dlaczego zataiła przede mną fakt, że zna Horana? Po co miałaby to ukrywać? To wszystko jest skomplikowane.
- muszę iść - wydukałam szybko
- ale przecież Amy powiedziała ,że ci wybacza! - krzyknął siadając na rower.
- to nie oznacza, że ja wybaczam tobie.
- ale skąd ja miałem widzieć ,że jesteś z nią umówiona?
- powiedziałam ci przecież, że się spieszę!
- nie ważne - powiedział, wbijając wzrok w ziemię, a mi zrobiło się głupio, że tak na niego naskoczyłam.
- przepraszam.
- nie masz za co - odpowiedział, ale dalej było widać smutek wymalowany na jego twarzy.
- idziemy do kina? - zaproponowałam, żeby choć trochę przywrócić mu humor.
- nie wiem, czy to jest dobry pomysł.
- kupię ci duży popcorn! - prawie krzyknęłam.
- przekonałaś mnie - wyszczerzył się. Wiedziałam, że jedzeniu nie potrafi odmówić.
          Wypad do kina był udany. Dwa duże popcorny potrafią poprawić humor, nawet mnie.
- dziękuje - dałam Horanowi buziaka w policzek, gdy dotarliśmy pod mój dom, gołym okiem widać było, że ten gest mu się spodobał. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Nigdy tak dobrze się nie bawiłam. Może dlatego, że nigdy z nikim nie spędzałam wolnego czasu dopóki nie poznałam Amy. Właśnie! Amy! Muszę do niej zadzwonić!
- halo? - usłyszałam znajomy głos w słuchawce.
- nareszcie odebrałaś! - wydarłam się.
- nie ukrywam byłam zła na ciebie,że mnie wystawiłaś, ale jak się dowiedziałam, że jesteś z Niallem to od razu mi przeszło.
Po zakończonej rozmowie, oczywiście nie ominęła mnie kolacja z rodzicami. Internet huczy od plotek o nowej nieznajomej. Fanki Horana nie wiedzą o co chodzi w poście "dziękuje i jeszcze raz przepraszam". Ważne, że ja wiem. Czy jestem z siebie zadowolona? Chyba tak. Pieszy raz w życiu i mam nadzieję, że nie ostatni. 

niedziela, 9 września 2012

INFO!:)

Cześć!:)
Nasz blog bierze udział w konkursie na BLOG MIESIĄCA!:)
Prosimy o głosy na numer 16, tutaj o: klik
z góry dziękujemy za każdy oddany na nas głos:)

sobota, 8 września 2012

rozdział 5

          Obudziłam się w okropnym humorze, w końcu dziś do szkoły idzie nowa Alex. Szybkim krokiem podążyłam w kierunku łazienki i wrzuciłam na siebie klik. Po wykonaniu tej czynności postanowiłam wykorzystać wczorajsze porady mamy: podkład tusz, cień, róż, błyszczyk - gotowe. Zbiegłam na dół, moja kochana rodzicielka jak zwykle przywitała mnie uśmiechem. 
- skarbie jak ty ślicznie wyglądasz.
- dziękuje, to twoja zasługa - uśmiechnęłam się sztucznie.
Chwyciłam w jedną rękę śniadanie, w drugą torbę i pognałam w kierunku drzwi. Po około dwóch minutkach znalazłam się w autobusie. Włożyłam słuchawki do uszu, bo bałam się, co usłyszę. Chciałam tego uniknąć, jednak spojrzenia pasażerów nie dawały mi spokoju.
- czego się gapisz?! - mruknęłam pod nosem.
         Przyszedł czas zmierzyć się z resztą uczniów. Strasznie się tego bałam. Nieśmiało podążyłam w kierunku drzwi. Podeszłam do szafki, aby odciążyć ciężar torebki. Czułam na sobie ich spojrzenia, zdziwione spojrzenia. Minuty ciągnęły się jak godziny, a ja chciałam jak najszybciej znaleźć się w klasie i  zaszyć w kącie, jednak udałam się w stronę stołówki, miałam nadzieję, że spotkam tam Amy albo chociaż blondynka, choć po tym, co ostatnio zrobił nie wiem, czy chce go oglądać. Weszłam pewnym krokiem, lecz po chwili tego żałowałam. Ujrzałam już znaną mi twarz chłopaka, zbliżającą się w moim kierunku.
- to Ty! - rzucił wesoło.
- no ja - odpowiedziałam oschle.
- nareszcie cię znalazłem! - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- wtedy w restauracji mój widok cię tak nie ucieszył.
- to byłaś ty?! - zrobił oczy jak pięć złotych, a ja bez słowa odeszłam. Nawet za mną nie poszedł. Gołym okiem widać, że głupio mu przez tamtą sytuację. I wiecie co? Bardzo dobrze! Nawet nie wie jak mnie zranił,uraził ? To bolało i to cholernie! Niech teraz on poczuje to, co ja czułam wtedy. Tylko czy taka gwiazda ma uczucia? Czy wie, co oznacza ból, cierpienie. Czy umie kochać? Czy ma jakichkolwiek przyjaciół, oprócz kolegów z zespołu? Z moich przemyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Historia... nie przepadam za tym przedmiotem, ale jakoś wytrzymałam 45 minut męczarni.
          Nie mam pojęcia, co mną rządziło w tym momencie, ale podeszłam do niego. Tak, dobrze czytacie: ja nieśmiała Alex Smith podeszłam do Nialla Horana.
- możemy pogadać? - tym razem z twarzy chłopaka można było wyczytać niepokój.
- jasne -odparł mimowolnie
- po co mnie szukałeś, co? Brakuje ci zabawek, dzieciaku? jesteś jak wszyscy! Patrzysz tylko na wygląd! Nawet nie wiesz, jak mnie zraniłeś wtedy w tej knajpie - głos zaczął mi się łamać, ale kontynuowałam - nienawidzę cię za to, że zrobiłeś wtedy ze mnie idiotkę! nienawidzę cię, rozumiesz? A teraz co? Po metamorfozie mojej matki nagle się zjawiasz, bo mam kilogram tapety na tym krzywym ryju?
- wcale nie jest taki krzywy - tylko to zdołał odpowiedzieć, po czym odeszłam bez słowa. Myślałam, że stać go na coś więcej. Że stać go chociaż na głupie przepraszam, ale czego ja się głupia spodziewałam? Chyba nie tego, że da mi bukiet pięknych róż, zabierze stąd na koniec świata i już do końca będziemy szczęśliwi? Jestem żałosna.
          Tego dnia już wgl nie mogłam się skupić na tym, co mówią nauczyciele. Po 6 godzinach męczarni pora wrócić do domu(nareszcie!). Wychodząc ze szkoły zaczepił mnie jakiś chłopak. Nigdy wcześniej go nie widziałam.Usiedliśmy na murku przed szkołą i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nagle zaczął mnie całować. Chciałam go odepchać, lecz miałam za mało siły. Nagle ktoś podbiegł i uderzył go w twarz z całej siły. Nieznajomy pod siłą uderzenia spadł z murka, a mój ratownik wziął mnie za rękę i zabrał od tego okropnego człowieka.
- przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. Jestem Niall - powiedział niepewnie mój wybawca. Chciał odejść, lecz coś we mnie drgnęło. Złapałam go za dłoń.
- Alex - podałam mu rękę, a na jego twarzy automatycznie pojawił się uśmiech.
- dasz się zaprosić na kawę? - uśmiechnął się niepewnie.
- przepraszam, ale się śpieszę - zaczęłam podążać w kierunku mojego miejsca zamieszkania.
- czekaj - chwycił mnie za nadgarstek - daj się chociaż odprowadzić.
- śpieszę się.
- nie daj się namawiać.
- mieszkam pięć minut stąd. Nie chcę robić kłopotu, dam sobie radę - oczywiście skłamałam. Piechotą do mojego domu idzie się około 40 minut.
- Alex, proszę.
- myślisz, że jak uratowałeś mnie od tamtego idioty to rzucę ci się w ramiona? Oj, jesteś w wielkim błędzie! - obróciłam się na pięcie i znów podążyłam w odpowiednim kierunku.Moje słowa wybiły go z pantałyku, stał jak osłupiały, lecz uszanował je i nie podążył za mną.

środa, 5 września 2012

rozdział 4

          Dziś sobota - jak dobrze. Po przebudzeniu zegarek wskazywał godzinę 11 więc niechętnie zwlekłam się z łóżka i w piżamie ruszyłam w kierunku kuchni. Zastałam tam roześmianych rodziców.
- cześć kochanie - przywitał mnie radosny głos mamy.
- cześć - odparłam, ziewając.
- co ty taka nie w humorze?
- tato, pięc minut temu wstałam. Litości! - po tych słowach mój rodziciel zrobił zdezorientowaną minę, ale po chwili znów siedział uśmiechnięty od ucha do ucha, dokańczając śniadanie. Po wpałaszowaniu mojej porcji jajecznicy (moja mama jest mistrzynią w jej robieniu!!) udałam się z powrotem do mojego pokoju, aby wrzucić coś na siebie (klik), bo rodzice wymyślili dziś wspólny wypad do kina. Szczerze? Po wczorajszym nie miałam ochoty na nic z tych rzeczy, ale nie chciałam zrobić im przykrości. Przeczesałam włosy i udałam się w kierunku pomieszczenia, w którym znajdowali się rodzice.
- Boże, dziecko...jak ty wyglądasz? - rzuciła w moim kierunku mama, widząc mnie. Nie zdziwiły mnie jej słowa, bo wiem, ze nie akceptuje mojego stylu ubierania.
- daj jej spokój.
- dzięki tato - wyszczerzyłam się.
- jutro zrobię ci metamorfozę - na twarzy matki zagościł przebiegły uśmiech.
- jutro mamo to ja idę do kościoła - ponownie się wyszczerzyłam - chodźmy już - dokończyłam, bez większego namysłu, otwierając drzwi frontowe, a rodzice podążyli za mną.
          Dzień z nimi okazał się genialnym pomysłem! Nie wiedziałam, ze z moimi staruszkami można się tak bawić! W sumie mało czasu spędzamy wspólnie, ale jeżeli już to robiliśmy, to zawsze w wielkim stylu. Byłam tak zmęczona, że nie pamiętam kiedy zasnęłam, a gdy obudziłam się kolejnego dnia widziałam, że będzie to najgorszy dzień w moim życiu - dzień metamorfozy mojej mamy.
- SHOPPING! - krzyknęła zadowolona, gdy weszłam zaspana do salonu.
- tak mamo..też podzielam twój entuzjazm, ale ŚNIADANIE! - wyszczerzyłam się, mając cień nadziei, że zadzwoni jej służbowy telefon i z naszych planów nici, lecz po upływie godziny czasu urządzenie nawet nie drgnęło.
- eh - westchnęłam i ruszyłam do samochodu. Nie mogłam nic zrobić. Byłam bezradna, a mama nieugięta.
          Szalałyśmy po sklepach, a raczej moja mama szalała, a ja ciągnęłam się za nią, jak cień. Z każdego wychodziła z czymś. Na te szmatki wydała chyba całą wypłatę. Nagle stało się to, czego tak bardzo się bałam. Zobaczyłam piątkę roześmianych chłopaków, a wśród nich TEGO blondyna.
- mamo, możemy wrócić do tamtego sklepu? Widziałam tam fajną bluzkę - wydukałam szybko.
- oczywiście kochanie - twarz rodzicielki automatycznie rozpromieniała.
Gdy wyszłyśmy już ich nie było.
- uff - westchnęłam pod nosem, ale najwyraźniej mama to usłyszała.
- coś się stało?
- nie, nie. Cieszę się z nowej bluzki - skłamałam - możemy już wracać?
- oczywiście, dokończymy w domu.
Bałam się tego, co będzie w domu. Poproszę masaż. Wróciłyśmy po około godzinie. Nie miałam już na nic siły, w przeciwieństwie do mamy. Ona w planach miała jeszcze: manicure, pedicure, nauczyć mnie, jak mam się malować, wyrywać brwi i zrobić wszystko, co możliwe, żebym wyglądała jak córka jej marzeń. Chyba jedyne, czego jej się nie uda zrobić to pozbycie się aparatu na moich zębach, bo ukochane okulary już dawno leżą w koszu na śmieci, nastała era soczewek.
          Po wielogodzinnej męczarni, tłumaczenia, wyrywania, skubania byłam gotowa. Bałam się spojrzeć w lustro, jednak, gdy się odważyłam kąciki ust samowolnie uniosły mi się do góry. Wyglądałam podobnie jak na balu, tak inaczej. Boję się iść do szkoły. Myślałam, że mogę chociaż liczyć na Amy, ale po wczorajszym zawiodłam się i na niej. Na co ja liczyłam? Na przyjaźń, aż po grób? Ogarnij się Alex! Nic z tego nie będzie.

______________________________________________
cześć! Z tej strony Laura, Fefa jest w internacie i kazała przekazać, że BARDZO za wami tęskni! Buziaki:)

wtorek, 4 września 2012